środa, 7 września 2016

Rozdział XXX

"Poczekaj.
Chciej poczekać.
Malutka.
Kochana.
To się ułoży.
Wszystko przestanie boleć.
Tylko poczekaj.
Ty jesteś ważniejsza niż wszystko". „





Cały lot przespałam i chwile przed godziną 11 powitała mnie Warszawa. Niby byłam w Polsce, ale nadal nie wiedziałam co powinnam zrobić, gdzie pojechać? Nie mogłam do domu, przecież zaraz zaczęły by się pytania. Do Miśka? Nie.. on był jeszcze gorsi niż rodzice. Bartek z Natalią? Zwalę im się znowu z problemem? Nie mogę. Anderson..
Dostanie się z Warszawy do Bełchatowa zajęło mi prawie dwa razy więcej czasu niż sam lot. Ale w końcu dotarłam. Zostałam powitana piękną wiosenną ulewą.. Lepszego przywitania nie mogłam sobie wymarzyć. Nie chciałam zamawiać taksówki, liczyłam na to, że ten deszcz choć trochę zmyje ze mnie mój problem. Droga od dworca do mieszkania Matta zajęła mi około 10 minut. W tym czasie zdążyłam przemoknąć.  Windą dostałam się na 6 piętro i nacisnęłam dzwonek. Po chwili zza drzwi wyłoniła się Karina - grałyśmy razem w Bełchatowie, ale nie przepadałyśmy za sobą, walczyłyśmy o miejsce w wyjściowej 6, ona też była rozgrywającą - miała mokre włosy i bluzkę Matta na sobie.
- Jest Matt? - zapytałam po chwili
- No tak, jest ale trochę zajęty - oznajmiła z uśmiechem przeczesując ręką mokre włosy
- Rozumiem,  nie będę przeszkadzać.
Szybko wyszłam z bloku, rozpłakałam się, usiadłam na ławce, schowałam twarz w ręce i rozpłakałam się. Wszystko przeciwko mnie. Nawet ta pieprzona pogoda. Nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić.
- Olka! Co Ty tu robisz? Co się dzieje? - zapytał Matt który pojawił się niewiadomo skąd - dlaczego nie weszłaś do środka?
- Byłeś zajęty - zakomunikowałam i rozpłakałam się jeszcze bardziej,  chociaż już nie wiedziałam czy na moim policzku są łzy czy deszcz.
- Niczym nie byłem zajęty - chodź do środka - bo będziesz chora, a co najgorsze ja będę chory - oznajmił, a ja zmusiłam się do uniesienia kącika ust.
W środku było zdecydowanie cieplej niż środku. Anderson posadził mnie na sofie i zniknął.
Karina dziękowała mu, że przygarnął ją podczas tej ulewy a on tylko poprosił żeby wyszła i
 po chwili usłyszałam jak drzwi wejściowe zamykają się. Zaraz po tym w pokoju zjawił się Matt z ręcznikami, ciuchami i herbatą. Nie miałam na nic siły. Amerykanin mówił coś do mnie, a ja cały
czas zastanawiałam się co ze mną było nie tak. Nie powiedziałam nic nawet kiedy zaczął mnie przebierać, było mi wszystko obojętne.
Podczas zdejmowania bluzki zatrzymał się, chyba musiał zobaczyć siniaki.
- Chodzi o Aleksa? Bił Cię? - zapytał a ja tylko podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego - co za gnój! Jak on mógł Ci to zrobić? - zaczął krzyczeć.
- Matt ale to wcale nie tak, przecież on niech...
- Nie próbuj go tłumaczyć, zabije go. Przysięgam - nadal mówił poniesionym głosem, a ja sie rozpłakałam - Przepraszam, przecież to nie twoja wina. Nie płacz - prosił.
Próbowałam sie powstrzymać ale nie potrafiłam, cała się trzęsłam. W  końcu Anderson usiadł obok mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku. 'Jestem przy Tobie. Wszystko będzie dobrze' szeptał mi do ucha.
- Miałaś nigdzie nie wychodzić! - krzyczał już od progu Serb - ale  oczywiście musiałaś postawić na swoim i spotkać sie z nim.
- Ale Aleks byłam z dziewczynami, na prawdę - starałam sie załagodzić sytuację
- Nie kłam - powiedział i złapał mnie za szyję i uderzył
- Zostaw mnie.. Zostaw..

- Ola już wszystko dobrze, to był tylko zły sen - zakomunikował Matt który siedział przy moim łóżku.
- Zostań ze mną prosze - powiedziałam do niego, a on położył się obok i objął mnie ramieniem.
Nie mogłam spać całą noc, kręciłam się z kąta w kąt, wszędzie zostawiając po trochu swoich łez. Próbowałam zebrać wszystkie swoje myśli, przecież to nie mogła być prawda, przecież ja go kochałam. Olka jaka ty jesteś głupia - pomyślałam - on Cię bił a ty go nadal kochasz.

Rano obudziłam się i nie wiedziałam co się dzieje. Miałam problemy z otworzeniem oczu. Musiały być cholernie opuchnięte. Usiadłam na brzegu łóżka i schowałam twarz w dłonie. Co ja mam teraz zrobić? Co  powiem rodzicom? Miśkowi? Chciałam sie ukryć, nikomu się nie pokazywać przez najbliższe tygodnie, ale tak sie nie da. Musze być silna, ale dla kogo? Kurwa..
- Śniadanie podano - zakomunikował Matt wyrywając mnie z rozmyślań.
- Ja chyba nie jestem głodna - odpowiedziałam.
- Bez dyskusji, zapraszam do kuchni.
I chcąc nie chcąc poszłam. Grzebiąc widelcem w jajecznicy starałam się wymyślić jakiś plan na swoją przyszłość. Może nie na przyszłość ale na najbliższe 2 dni, albo bardziej na najbliższe 3 godziny.
- Za pare jeżeli wszystko dobrze pójdzie kończymy sezon więc polecę po twoje rzeczy - zakomunikował Anderson
- Sama po nie polece - oznajmiłam - mam sporo spraw do załatwienia na miejscu
- Przecież Cię samej nie puszczę, jeszcze ten bydlak ci coś zrobi
- Nie mów tak o nim! - krzyknęłam, rzuciłam widelcem i wstałam od stołu.
- Hej, przepraszam Mała - powiedział Matt stając tuż za mną, a ja tylko odwróciłam się w jego stronę i wtuliłam w jego ciało.
Kolejne dni były jeszcze gorsze, telefon urywał się od telefonów Serba, a ja spałam i płakałam. Czasem zaglądałam do łazienki. A i jeszcze musiałam okłamywać rodziców, że wszystko jest jak najbardziej w porządku i tylko na chwilkę zatrzymałam się u Andersona, Ale ile tak mogę siedzieć mu na głowie. Sezon w PlusLidze dobiegał końca więc pewnie zaraz po finałach będzie się pakował do Stanów, wiec nie mogę dłużej tutaj zostać. Wiedziałam, że muszę się ogarnąć ale nie miałam żadnej motywacji.

Kiedy wieczorem oglądaliśmy film z Mattem rozległ się domofon. Anderson z wielką niechęcią wstał z kanapy i poszedł zobaczyć kto to. 'To Natalia z Bartkiem' rzucił.
Ekstra! Wyglądam i czuje się jak gówno, lepszego dnia na odwiedziny nie mogli znaleźć.
- Olcia! - rzuciła się mi na szyje moja przyjaciółka, a zaraz po chwili to samo zrobił jej narzeczony - tak trudno jest ciebie złapać.
- Oj no już nie przesadzaj, przecież wam się udało - oznajmiłam próbując zmusić się do uśmiechu.
- No skoro nam się udało już Cię odnaleźć to mamy ważną sprawę - oznajmił Bartek
- Dawaj bohaterze- rzuciła Natalia i klepnęła Kurka w plecy.
- Tak więc, jak już wiesz za 2 tygodnie mamy ślub - o kurwa, no świetna ze mnie przyjaciółka, kompletnie zapomniałam, ale z uśmiechem na ustach pokiwałam twierdząco głową - i zapraszając ciebie zapomnieliśmy o najistotniejszej rzeczy. Czy zostaniesz naszym świadkiem?
No i co ja mam im powiedzieć? Nie mam wcale ochoty? Ale to moi przyjaciele, wiec jasne, że się zgodziłam.
- Dziękujemy! - krzyknęła Natalia i cmoknęła mnie w policzek - będziesz z Alkiem, tak?
- Em.. Nie, będę sama - oznajmiłam.
- No coś ty, jakieś zgrupowanie już ma? - zapytała.
- Rozstaliśmy się i proszę nie rozmawiajmy o tym - poprosiłam i tak się stało.
Resztę wieczoru spędziliśmy we czwórkę, na biegu przygotowałam coś do jedzenia porozmawialiśmy, trochę wypiliśmy, a mi udało się nawet na chwilę zapomnieć o tym, co złe, i było mi tak dobrze, dawno się tak nie czułam.

Rano obudziłam się z delikatnym bólem głowy, ale czułam się inaczej, Jakoś tak lepiej. Słońce ślicznie świeciło, niebo było bezchmurne. Idealny dzień żeby odwiedzić rodziców. Zjadłam śniadanie, sprzątnęłam mieszkanie i ruszyłam pod halę. Wchodząc do środka spotkałam prezesa Magin.
-Ooo! kogo to moje oczy widzą? - zagadnął mnie - Gratulacje mistrzostwa. Wróciłaś na dłużej?
- A dziękuję bardzo - odpowiedziałam z uśmiecham - Jak na razie na wakacje, a poźniej zobaczymy.
- Pamiętasz o nas? Z milą chęcią zobaczyłbym cię z powrotem na naszym parkiecie - oznajmił
- Jeżeli wrócę do Polski to tylko do was - zakomunikowałam
- Jak coś to wiesz gdzie mnie szukać - rzucił na odchodne
Chwilę później pojawiła się cała chmara spoconych facetów, wśród nich ta dwójka na którą czekałam.
- Ruszać dupkę, bo jedziemy do rodziców na grilla. Dagmara o wszystkim wie - powiedziałam do Miśka- Anderson, ty też. Raz raz
- A no spoko - powiedział z grymasem Michał - dobrze, że się przywitałaś
- Wykąpiesz się to pogadamy - odpowiedziałam przesyłając Miśkowi buziaki w powietrzu

20 minut później siedzieliśmy w aucie i kierowaliśmy się w stronę Łodzi. Kiedy dojechaliśmy Michał zebrał się z auta, a ja jeszcze dobre 10 minut siedziałam z Andersonem i układałam sobie w głowie plan co mam powiedzieć rodzicom. Z rozmyślań wyrwała mnie mama która zniecierpliwiona stała w drzwiach wejściowych.
- Olcia, kochanie jak dobrze cię widzieć w domku - wyszeptała mi mama przytulając mnie
- Nawet nie wiesz jak ja się cieszę, że jestem tutaj - oznajmiłam próbując zatrzymać łzy
W środku zobaczyłam Dagmarę, która miała widocznie zaokrąglony brzuszek. Spojrzałam na nią z wyrzutem, że o niczym nie wiem, ale chwilę później uśmiechnęłam się i uścisnęłam ją mocno.
Kiedy wyszłam na taras zobaczyłam rozbrykanego tatę razem z moim chrześniakiem. Gdy mnie zobaczyli nie wiedziałam który biegnie szybciej. Obydwaj się na mnie rzucili i mocno wyściskali.
Po części oficjalnej(przywitaniu) usiedliśmy do kolacji. I zaczęły się pytania. A zadowolona z wyjazdu? A dlaczego tak szybko wróciłam? i jeszcze milion innych, no ale dotarli do pytania po którym całe jedzenie stanęło mi w gardle : A co u Alka i dlaczego jesteś bez niego?
Spojrzałam na Matta, a on złapał mnie za rękę. Nabrałam powietrza w płuca i zaczęłam.
-Co u Alka? Szczerze mówiąc nie wiem, chyba dobrze. Pewnie świetnie się bawi w łóżku z panią statystyk - chciałam im powiedzieć jeszcze wiecej ale wiedziałam, że nie mogłam, to by ich za bardzo zabolało
- A to sukin..
- Jacek! - krzyknłęła mama - tutaj jest dziecko
- Powiedziałam wam, nie ruszajcie tego tematu proszę was. Za dwa dni mam zarezerwowany bilet, lecę zabrać swoje rzeczy i powiedzieć w klubie, że nie przedłużę z nimi umowy.
- Nie chcesz zostać, na pewno? - zapytał Misiek kiedy rodzice wyszli
- Aleks ma umowę jeszcze na jeden sezon, nie chce już go więcej widzieć.
- Ale Ola, do września ci przejdzie z Alkiem, a przecież zdobyłyście mistrzostwo Włoch - starał się mnie przekonać mój brat.
- Michał, to nie chodzi o to, że on mnie zdradził. Nie jestem w stanie wam nic wiecej powiedzieć, nie chce, ale musisz mi uwierzyć, że gdybyś był na moim miejscu to też nie chciałbyś go oglądać - prawie że wykrzyczałam, a moje oczy zdążyły się zaszklić.

Dwa dni później pojechałam na lotnisko do Warszawy z którego miałam trafić do Włoch. Oczywiście nie pojechałam sama, Anderson był razem ze mną. Zrezygnował ze świętowania sukcesu po zwycięstwie Skry w finale PlusLigi i poleciał ze mną.
Kiedy znaleźliśmy się pod blokiem gdzie mieszkałam razem z Alkiem poprosiłam Matta żeby został przed. Nie chciał się zgodzić, ale w końcu zrezygnował i usiadł na ławce.
Stanęłam przed drzwiami i wraz z przekręcającym się kluczem w zamku moje serce powoli przyśpieszało. Kiedy weszłam do środka zobaczyłam jego
- Olcia, kochanie. Wiedziałem, że wrócisz.



Jeżu! Trwało to i trwało, aż sama się sobie dziwię. To jeszcze nie epilog. Mam nadzieje, że uda mi się doprowadzić historię tej trójki do końca.
Chciałabym wam bardzo podziękować, że tu zaglądacie. To dzięki wam, dzięki temu, że "dopominacie się" o kolejny rozdział siadam i czytam. Jeszcze raz dziękuję <3

środa, 10 sierpnia 2016

Cześć!
Z góry chciałabym was przeprosić, że mnie tu nie ma. Minęło sporo czasu od matur, a ja nadal nic nie dodałam. Ale wracam, w ciągu tygodnia coś się pojawi. Obiecuje :)

niedziela, 31 stycznia 2016

OGŁOSZENIA

Cześć. Chciałabym was wszystkich przeprosić za to, że od dłuższego czasu jest tutaj taka cisza. Musicie mi wybaczyć, ale matura nie wybiera. Będę się starać dodać coś jeszcze przed majem, ale nie wiem czy mi sie to uda. Ale nie zostawiam tego opowiadania. Ciąg dalszy na pewno nastąpi :)

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział XXIX

"ona miała czuć się dobrze, on miał czuwać

Coś pękło, kiedy przyszła codzienność[..]"




Kolejne dni minęły dość spokojnie w porównaniu do tego co działo się podczas ogniska. Z Mattem dogadywaliśmy się dobrze, nawet bardzo. Widziałam jak mój brat zerka na nas tym swoim wzrokiem. Biedny, nie wiedział o całej sytuacji z Andersonem i nadal liczył, że coś z nas będzie. Nie będę go wyprowadzać z błędu, bo po co? Niestety moje dni wolności szybko mijały i po kilku dniach znalazłam się w Szczyrku na zgrupowaniu. Na całe szczęście już nie byłam nowa i czułam się zdecydowanie lepiej. Skład nie zmienił się za bardzo, dołączyły dwie nowe dziewczyny obydwie przyjmujące. Patrząc na nie od razu przypomniało mi się jak ja się stresowałam w zeszłym roku, dlatego też od razu przygarnęłyśmy je do siebie z Zuzą i Marceliną. Jak się okazało Julka była 3 lata ode mnie starsza i grała w Rosji ostatnie dwa sezony, a Olga 2 lata ode mnie starsza zrobiła wielką furorę w lidze niemieckiej. Mimo to, że czułam sie pewniejsza siebie i spokojniejsza psychicznie to ten rok od zeszłego pod względem fizycznym nie różnił się niczym. Trening -> jedzenie -> sen -> trening.. i tak cały czas. Czyli nic nowego. Tylko grafik miałyśmy trochę bardziej napięty. Zaczęłyśmy delikatnie, ale wszystkie turnieje w których startowałyśmy miały nas przygotować do Mistrzostw Europy które odbywały się we Włoszech. Trafiłyśmy do dość trudnej grupy - Włochy, Belgia i Słowacja. Większość mediów mówiło, że jesteśmy na przegranej pozycji, ale to nas nie martwiło. Chciałyśmy pokazać się z jak najlepszej strony. Ale już od samego początku miałyśmy problemy. Torby z rzeczami treningowymi zginęły na lotnisku i dostaliśmy je dopiero po dwóch dniach. Potem okazało się, że Zuza ma problemy z plecami i nie wiadomo czy będzie mogła grać w pierwszym spotkaniu. A do tego wszystkiego dopadła mnie choroba. Jak coś się zaczyna dziać to na maksa. Na całe szczęście doktor Sobieszewski postawił mnie do pionu a magiczne ręce Michała zdziałały cuda i Zuza razem ze mną stawiła się w wyjściowej 6 na mecz z Belgią. Hala była w połowie pełna, i co dziwne włoscy kibice przyłączyli się do naszego klubu kibica i głosno krzyczeli 'Polska'. Mecz nie należał do najtrudniejszych, Chyba trafiłyśmy na gorszy dzień Belgijek na całe szczęście i po niecałych 2 godzinach mecz zakończył się wynikiem 3:1 dla nas. Kolejny mecz poszedł jeszcze szybciej. Pierwsze dwa sety Słowaczki stawiały jakiś opór ale nasz zespół grał jak z nut. Wychodziła nam każda akcja. Czasami same byłyśmy w szoku jak mogło nam to wyjść. Po dość gładkiej wygranej został nam najtrudniejszy przeciwnik. Mimo to, że walczyłyśmy jak przysłowiowe lwice mecz zakończył się wygraną Włoszek 3;2. W drugiej fazie trafiłyśmy na Serbki, które były bardzo osłabione, ale i tak nie chciały łatwo oddać zwycięstwa. Niestety musiały uznać naszą wyższość i dzięki temu znalazłyśmy się w półfinale. No ale gorzej trafić nie mogłyśmy. Po dwudniowej przerwie miałyśmy grać z obecnymi mistrzyniami - Rosją.  Ta dwudniowa przerwa nie zadziałała na nas lepiej. Zamiast zebrać siły i odpocząć, to zadziałała ona kompletnie odwrotnie. Na boisko wyszłyśmy całkowicie rozbite i Rosjanki ograły nas jak małe dzieci. Byłam tak cholernie zła. Nie miałam zielonego pojęcia co robiłyśmy nie tak. Mimo to, że taktyka była zmieniana kilka razy to i tak nie potrafiłyśmy nic zagrać.
- Ej, tylko mi tu nie płacz - powiedział siadając obok mnie Michał
- Ale czy Ty to widziałeś? - zapytałam ze złością w głosie - co sie do cholery stało?!
- Każda z was jest po ciężkim sezonie w klubie i to zaczęło się dawać we znaki. Głowa do góry - powiedział czochrając mnie po głowie - musicie spiąć dupę i zagrać jutro z Niemkami jak najlepiej.
- Będzie ciężko - oznajmiłam.
- Co będzie? Kto to mówi? główny motywator zespołu. Ruszaj się i idź do dziewczyn. Przecież to Ty zawsze mówisz, że będzie dobrze. To nie ja jestem od tego. No podnoś się i leć do nich. - zakomunikował i wszedł do swojego pokoju.
Miał racje, przecież nie można się poddawać. Jesteśmy świetnym zespołem i razem możemy wszystko. Przecież to w nas wszyscy wątpili a zaszłyśmy tak daleko. Musimy im pokazać co potrafimy i, że zawsze walczymy do końca.  - Dokładnie to co pomyślałam powiedziałam dziewczyną. Nie wiem czy ich nastroje się trochę poprawiły czy przyznały mi racje i uśmiechnęły się, tylko po to, żeby było mi miło.
Następnego dnia na boisko wyszłyśmy w bojowych nastrojach. Jak sie okazało nie tylko my. Podczas meczu było pełno zgrzytów między nami a Niemkami. Nie grały czysto, a pod siatką można było usłyszeć wiele ciepłych słów. Na początku piątego seta, po ataku jednej z Niemek,  Zuza dostała w głowę piłką i natychmiast upadła na parkiet. Od razu do niej podbiegłam i zaraz za mną pojawił się cały sztab medyczny. Na całe szczęście była przytomna, ale nie dała rady grać dalej mimo to, że upierała się, że da. Kręciło jej się w głowie i po zniesieniu jej z boiska trener zażądał przerwę podczas której zabrał mnie na bok.
- Olka, za Zuzę zaraz wejdzie Marcelina. - zakomunikował - musisz pokierować dziewczyny.
- Ale, że ja? - zapytałam
- A kto inny? Ruszaj się i rozgrywaj najlepiej jak potrafisz, a przecież dobrze wiem co umiesz - oznajmił i poklepał mnie po plecach.
Na całe szczęście wynik nam sprzyjał. Marcelina dobrze weszła w mecz. Wszystko wydawało się być na dobrej drodze do zwycięstwa, ale nasze przeciwniczki zdobyły 4 punkty pod rząd zagrywką. Było 14;15 dla nas i moja zagrywka. Wydawało mi się, że żołądek miałam w buzi. Tak bym chciała żeby ten mecz się już skończył. Usłyszałam gwizdek zezwalający na serw i uderzyłam. Wydawało mi się, że czas stanął. Piłka leciała i leciała, aż w końcu upadła idealnie na lini końcowej. Po czym usłyszałam długi i głośny dźwięk gwizdka, a zaraz po nim na boisko wpadły wszystkie dziewczyny, a ja usiadłam na parkiecie. 'Mamy medal' pomyślałam, a po moim policzku spłynęła łza szczęścia.
- Mówiłem, że dasz radę - powiedział Michał po czym przerzucił mnie przez ramię i zaniósł mnie do dziewczyn podskakując radośnie.
To było niby tylko 3 miejsce, ale dla mnie to było coś. Uśmiech nie schodził mi z twarzy. Świętowaliśmy cały wieczór i noc. Nawet Fercenc z nami poszedł.
Rano z bólem głowy zostaliśmy przewiezieni na lotnisko, a potem skierowaliśmy się do Warszawy. Na lotnisku było pełno ludzi. Liczyłam, że może przyjedzie też Alek, ale przecież grali własnie turniej we Włoszech. Kiedy rozdałyśmy wystarczającą ilość autografów przenieśliśmy się na rynek gdzie zabawa dalej trwała. Schodząc ze sceny usłyszałam, że ktoś mnie woła, Odwróciłam się, i zobaczyłam mojego chrześniaka który w ręku trzymał bukiet tulipanów. 'Gratuluję' powiedział poważnym głosem po czym wręczył mi kwiatki. Zaraz za nim stanął mój brat.
- Mała byłaś świetna - oznajmił i przytulił mnie - chłopaki kazali cię wyściskać i powiedzieli, że zazdroszczą takiej siostry.
- Pojedziemy do domu? - zapytałam - chce do mamy.
- Taka duża i chce do mamy - odpowiedział śmiejąc się - jasne, już jedziemy.
Z dziewczynami umówiłyśmy się na dalsze świętowanie za kilka dni, bo przecież w końcu mam moje upragnione 2 tygodniowe wakacje.
Podeszłam do drzwi wejściowych, które jak się okazało były zamknięte. Kiedy w końcu znalazłam w torbie swój komplet kluczy od razu skierowałam się do kuchni licząc na to, że tam znajdę rodziców. Jednak nie. 'Może pojechali na zakupy' rzucił gdzieś z tyłu Misiek. Zrobiło mi się przykro. Liczyłam, że będą w domu i będziemy mogli świętować. Skierowałam się do salonu i nagle zza kanapy wyskoczyli rodzice, Bartek z Natalią i Dagmara trzymając w ręku wielką kartę z napisem 'MISZCZ'.
Od razu się uśmiechnęłam. No tak, można było się tego spodziewać. Kiedy już wszyscy mi pogratulowali tata oznajmił, że trzeba rozpalić grilla. Jak powiedział tak też zrobił. Byliśmy już wszyscy najedzeni pysznościami z grilla które przygotowała mama gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. ' Ola, pójdziesz otworzyć?' zapytała mama na co ja tylko kiwnęłam twierdząco głową. Gdy otworzyłam drzwi moim oczom ukazała sie ręka ze słonecznikiem w ręku, a za chwilę wychyliła się głowa z blond loczkami.
- Ale co Ty tu.. - aż zaniemówiłam z wrażenia.
- No przecież przez telefon nie będę Ci gratulował - oznajmił łapiąc mnie w pasie - faceci też lubią brąz - zakomunikował i mnie pocałował.
Tak bardzo się cieszyłam, że mam go obok. Miałam obok siebie mojego faceta i najbliższych, a no i brązowy medal. Więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. No ale jak to się mówi wszystko co dobre szybko się kończy i nim się obejrzałam siedzieliśmy z Alkiem na balkonie w naszym mieszkaniu. Jutro miałam mieć pierwszy mecz sezonu. Zespół prawie wcale się nie zmienił, a ja dostałam awans - zostałam kapitanem.
Kolejne tygodnie wyglądały prawie jak w bajce. Wygrałyśmy wszystkie dotychczasowe mecze, ja czułam się spełniona w tym co robie a do tego wszystkiego idealnie dogadywaliśmy się z Aleksem. Do czasu. W połowie listopada podczas meczu Alek skręcił kolano. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że nie jest najgorzej, jednak potem okazało się, zerwał więzadło w kolanie. 3 dni po wystawieniu diagnozy czekała go artoskopia, która na całe szczęście poszła sprawnie i następnego dnia zabrałam go do domu. Po powrocie do domu było wszystko dobrze, ale z dnia na dzień robił się coraz bardziej nieznośny, i coraz częściej się kłóciliśmy. Któregoś dnia po wygranym meczu oznajmiłam mu, że wychodzę z dziewczynami.
- Nie będziesz nigdzie szła - zakomunikował stając w drzwiach.
- A to niby dlaczego? - zapytałam
- Masz zostać ze mną, jasne?
- Alek, z kolanem jest coraz lepiej, możesz iść z chłopakami na piwo, nikt Ci nie broni.
- Masz zostać! - krzyknął, a kiedy odpowiedziałam mu, że nie zostanę podniósł na mnie rękę. Wtedy moje oczy powiększyły się do wielkości pięciozłotówek, a po chwili zaszkliły się. Chyba sam był w szoku, że chciał mnie uderzyć i opuścił rękę. Wtedy mnie nie uderzył, ale kilka tygodni później już tak. I stało się to czymś normalnym. Uderzył, a później wydawało mu się, że wszystko między nami jest po staremu. Nie bolało mnie to fizycznie, ale psychicznie. Nie miałam pojęcia, co się dzieje z moim chłopakiem, którego przecież tak bardzo kocham. Wiele razy starałam się z nim o tym rozmawiać, ale to nic nie dawało. Nikt nie wiedział, co się między nami działo. Kiedy wychodziliśmy do miasta ze znajomymi lub gdy przyjechali do nas jego lub moi rodzice udawaliśmy, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Jedyną osobą, która domyślała się, że coś jest nie tak był Matt. Kiedy grali razem ze Skrą we Włoszech przyjechał do mnie. A ja podczas spotkania rozpłakałam mu się, jak małe dziecko. Ale nic mu nie powiedziałam, bo co miałam, mu oznajmić, że 'osoba którą tak kocham mnie bije'? Nie było takiej opcji. Po tym spotkaniu Anderson, dzwonił do mnie częściej, kiedy Alek się o tym dowiedział wpadł w jeszcze większy szał niż zwykle. Wtedy na prawdę się go bałam.. Ale musiałam być dzielna, czekał nas ostani mecz - finał. To było coś o co walczyłyśmy cały sezon, i w rezultacie udało nam się. Zostałyśmy mistrzyniami Włoch! Po meczu podszedł do mnie Alek z wielkim bukietem kwiatów i mnie przeprosił, za to wszystko co się działo między nami i obiecał, że już wszystko bedzie dobrze. I uwierzyłam w to, przecież tak bardzo chciałam, żeby wszystko wróciło do normy. Nie zdenerwował się nawet kiedy oznajmiłam mu, że wychodzimy z dziewczynami świętować i, że wrócę następnego dnia około południa.
I ruszyłyśmy w miasto, przecież było co świętować. Kiedy dziewczyny się jeszcze bawiły, ja chciałam już być obok Alka w łóżku, i chwilę przed 5 zamówiłam taksówkę i skierowałam się w stronę mieszkania. Po cichu przekręciłam zamek w drzwiach i skierowałam się do naszej sypialni. Ale to co zobaczyłam przerosło moje oczekiwania. Moje miejsce zostało zajęte przez naszą klubową panią statystyk. Byłam cholernie zła i cała się trzęsłam. W nerwach zgarnęłam tylko swoją torebkę i wyszłam trzaskając drzwiami. Chciałam stąd jak najszybciej wyjechać i być w domu. Dlatego skierowałam się na lotnisko. Najbliższy samolot do Polski za 3 godziny. Nie miałam innego wyjścia, usiadłam w kawiarni i czekałam. A w środku wszystko się gotowało. Co chwilę dostawałam wiadomości od Alka na przemian z telefonam. Kiedy nie odbierałam musiał się domyślić gdzie jestem i przyjechał na lotnisko. Chciał się tłumaczyć. I chyba nawet to robił, ale ja gdzieś po pierwszym zdaniu wyłączyłam się i zastanawiałam się, co takiego zrobiłam, że spotkała mnie taka kara. Kiedy się ocknęłam, on już nic nie mówił. Spojrzałam na niego ze łzami w oczach i skierowałam się w stronę terminalu. Nie chciałam już być tutaj dłużej, nie chciałam, żeby mnie tak przeszywał wzrokiem, nie chciałam go tutaj, nie chciałam go już wcale.



Jest! Powstał! Wiem, że czekałyście bardzo długo i przepraszam. Przepraszam, za wszystkie błędy które pojawiły się w tym rozdziale.
Chciałabym też wam podziękować, za to, że mimo mojej długiej nieobecności zaglądacie tutaj. Nawet nie wiecie jak motywują wasze komentarze. Nie obiecuje kiedy będzie następny, bo to nie ma większego sensu. Bądźcie cierpliwe! :*

niedziela, 15 lutego 2015

Rozdział XXVIII

'Słodząc życie nie mieszaj zbyt często'



Nasze świętowanie nie skończyło się po jednym drinku i do pokoju trafiłam na rękach Michała. Rano obudziłam się z potwornym kacem, aż mi było wstyd. Jak się okazało za godzinę mieliśmy jechać na lotnisko. Na całe szczęście mój współlokator był taki cudowny i spakował mnie. Nie miałam pojęcia jak mu się odwdzięczę. Droga na lotnisko i cały lot był męczarnią strasznie źle się czułam w sumie jak cała drużyna. Ferenc był przekonany, że to z powodu zmęczenia, i z tej okazji dał nam dwa dni wolnego, a potem mieliśmy się wszyscy spotkać w Łodzi gdzie miałyśmy grać z Niemkami. Chciałam jak najlepiej wykorzystać wolne dni. Na całe szczęście Alek był w Polsce, bo mieli grać z naszymi chłopakami w Krakowie. Niewiele myśląc zamiast lotniska w Warszawie wybrałam to w stolicy małopolski. Przed samym wylotem poinformowałam mojego chłopaka, że około 14 będę w Krakowie, a on obiecał, że odbierze mnie z lotniska. Na moje szczęście cały lot przespałam, a kiedy wysiadłam z samolotu pierwsze co rzuciło mi się w oczy to blond loczki, a chwile później rzuciłam się na te loczki.
- Tęskniłam, strasznie - powiedziałam wisząc na szyi siatkarza
- Ja tak troszkę - oznajmił, a palcami pokazał ilość 'tęsknoty' za co dostał sójkę w bok - okej, okej, może trochę bardziej.
Nie mieliśmy dużo czasu, bo chłopaki o 20 mieli mecz z Polakami, a Alkowi udało się wyrwać z ostatniego przed meczem treningiem. A ja miałam tyle mu do powiedzenia. Przecież za dwa dni znowu się rozjeżdżaliśmy, a ja miałam podjąć decyzje w sprawie klubu.
- Dostałam propozycję gry od dwóch zagranicznych klubów - oznajmiłam kiedy weszliśmy do mojego hotelowego pokoju.
- Świetnie mała - zachwycił sie Alek - od jakich?
- Od Zenitu i Piacenzy - zakomunikowałam.
- No to chyba decyzja jest jasna - oznajmił, a ja tylko się skrzywiłam nie wiedząc o co chodzi - Włochy, to oczywiste. A nie to wcale nie takie oczywiste, przecież w Zenicie gra Matt.
- Nie bądź złośliwy.
- Oj no dobrze - powiedział obejmując mnie ramieniem - Pojedźmy razem do Włoch, ja też mam ofertę z Piacenzy.
- A Ankara?
- Włochy będą lepsze. Nie pod względem finansowym, ale tam będę mógł grać w pierwszym składzie. A w Turcji, to raczej mało możliwe. I co najważniejsze, będziemy tam razem.
- Na pewno? - zapytałam.
- Jesteś dla mnie najważniejsza. Na pewno - oznajmił całując mnie w czubek głowy.
To co najtrudniejsze zostało załatwione, a może najtrudniejsze przede mną. Przecież muszę o wszystkim powiedzieć rodzicom i znajomym. Nie wiem na ile tam wyjadę może na jeden sezon, a może na 4.
- Kolejne dziecko mi ucieka - powiedziała moja rodzicielka kiedy przedstawiliśmy jej razem z Alkiem co zadecydowaliśmy
- Wiesz, że to nie tak - oznajmiłam łapiąc ją za rękę - to dla mnie świetna okazja, więcej może się już nie powtórzyć.
- Ewa, Ola ma racje - zakomunikował mój tata siadając bok mamy.
- Ale Jacek, jak to będzie, kto się do mnie będzie przytulał? - zapytała i zauważyłam, że uśmiech wkradł się na jej usta.
- No własnie córciu, ciężko mi będzie Cię zastąpić, ale będę się starać. Przysięgam! - przyrzekł tata, układając ręce jak do ślubowania.
Jednak najcięższą rozmową okazała się ta z prezesem i trenerem Magin. Uwierzyli we mnie i pozwolili mi grać mimo to, że nie od samego początku dawałam radę, a ja po jednym sezonie już uciekam. Na całe szczęście oni mieli inne podejście do tej sprawy. Ucieszyli się, że będę mogła się rozwijać i życzyli mi powodzenia, a ja obiecałam, że jeżeli wrócę do Polski to tylko do nich - o ile tylko będą mnie chcieli.

Na początku września zakończyliśmy razem z Alkiem sezon reprezentacyjny. Do rozpoczęcia Ligi został nam ponad miesiąc. Niby dużo czasu, ale tak naprawdę nie mieliśmy nic załatwione. Jedyne co udało nam się uzgodnić z naszymi klubami  to wspólne mieszkanie, które powinniśmy jeszcze urządzić. Musieliśmy przewieźć nasze rzeczy i co najważniejsze pożegnać się z naszymi znajomymi.
9 września staneliśmy przed naszym nowym mieszkaniem.
- Oby to był dobry rozdział w naszym życiu - powiedziałam kiedy loczek przekręcał klucz w zamku.
- Będzie na pewno - oznajmił po czym złapał mnie za rękę i weszliśmy do środka.
Mieszkanie było dwa razy takie jak to Alka w Bełchatowie, a do tego było piętrowe. Zawsze chciałam takie mieć. Własnie się spełniały marzenia małej dziewczynki, aż sama się do siebie uśmiechnęłam. Nie zdążyłam dobrze przejść całego dołu kiedy usłyszałam biegnącego Aleksa.
- Chodź szybko coś zobaczyć - zawołał
- Już idę
- Szybko, szybko - ponaglił mnie, po czym zniecierpliwiony wziął mnie na ręce i kazał zamknąć oczy. Kiedy dostałam zgodę na ich otworzenie okazało się, że znajduje się na balkonie, z którego było widać całą panoramę miasta.
- Tu jest pięknie - zakomunikowałam przytulając się do Aleksa.
- Coś jeszcze ci pokaże - zakomunikował i złapał mnie za rękę - tutaj będzie nasza sypialnia.
- Jestem całkowicie za!
- Tak więc trzeba ochrzcić tą naszą sypialnie - oznajmił z tym swoim uśmiechem, a tuż po chwili jego ręce powędrowały na moje pośladki, a usta znalazły drogę do mojej szyi.

Klub przechodził całkowitą przebudowę. Dużo dziewczyn odeszło po nieudanym poprzednim sezonie i z tego powodu zaryzykowali i postawili na nowe i młode zawodniczki. I w sumie wyszło im to na dobre. Na początku było nam ciężko się zgrać, ale z dnia na dzień rozumiałyśmy się lepiej. Najpierw każda z nas chyba chciała pochwalić się swoimi umiejętnościami, wydawało mi się, że to jest wyścig szczurów. Na całe szczęście trwało to tylko do momentu kiedy poszłyśmy na lampkę wina po treningu, ale na lampce się nie skończyło. Chyba tak miało być. Po tym wieczornym wyjściu wszystko szło lepiej, a my zaczęłyśmy tworzyć drużynę. Nie tylko na boisku ale także poza nim. Nie raz kiedy któraś z nas miała problem sprawdzało się powiedzenie 'jeden za wszystkich, wszyscy za jednego'. Byłam dumna z tego, że mogę być częścią tej drużyny.
Z Alkiem było jeszcze lepiej. Bałam się, że przerośnie nas bycie 24 godziny na dobę przez 7 dni w tygodniu, ale na całe szczęście moje obawy były zbędne. Staliśmy się sobie bliżsi niż wcześniej. Wspieraliśmy się w trudnych momentach, i co najważniejsze nadal byliśmy przyjaciółmi, nie zgubiliśmy tego.
Z Matem nie widzieliśmy się. Nawet kiedy przyjechał razem z Zenitem na mecz przeciwko drużynie Alka nie poszłam na hale żeby zobaczyć widowisko. Nadal bałam się konfrontacji. Rozmawialiśmy czasami przez telefon, ale takie rozmowy to zupełnie coś innego niż rozmowa twarzą w twarz. Byłam pewna swoich uczuć do Alka, ale już raz przy nim mózg mi się wyłączył. Nie chciałam tego powtórzyć. Nasza znajomość była dziwna, czasami nawet miałam ochotę ją zakończyć, bo to mnie po prostu męczyło.
We Włoszech wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że brakowało mi mojej rodziny i przyjaciół, co prawda rozmawialiśmy prawie codziennie ale to nie było to samo. Widzieliśmy się w święta i to tylko przez dwa dni, bo plan rozgrywek był strasznie napięty. Pod koniec sezonu miałam już powoli dość. Nie wiedziałam, że aż tak mi będzie brakować moich najbliższych. Ale przecież sama tego chciałam.
Sezon przeleciał mi w oka mgnieniu. Zajęłyśmy 4 miejsce na koniec. Nie było najgorzej, ale miałyśmy apetyt na lepsze miejsce. Będziemy miały okazję pokazać swoją moc już we wrześniu. Miałam nadzieję, że spędzę dwa miesiące nic nie robiąc, ale oczywiście dostałam niespodziankę od Ferenza. Powołanie do reprezentacji!

Dostałam dwa tygodnie wolnego które starałam się wykorzystać jak najlepiej. Rozjechaliśmy się z Alkiem.On poleciał do Serbii, bo miał tylko kilka dni wolnego przed zgrupowaniem, a ja cały pierwszy tydzień spędziłam w domu z rodzicami i Olim, który cały czas zabraniał mi znowu wyjeżdżać. Po siedmiu dniach nicnierobienia zostałam wyciągnięta przez mojego brata i Natalie z Bartkiem nad jezioro. Jak się okazało nie pojechaliśmy tam w piątkę. Na miejscu było już kilka siatkarzy z rodzinami.
Siedziałam na leżaku, słońce cudownie świeciło, dookoła biegały dzieciaki, a gdzieś dalej widziałam chłopaków wariujących w wodzie i dziewczyny leżące na pomoście. Nagle poczułam jak ktoś zakrywa moje oczy.
- A Ty dlaczego nie z nimi? - usłyszałam znajomy głos tuż za uchem
- Matt?! - krzyknęłam i zerwałam się z leżaka. Nie wiedziałam jak powinnam zareagować. Na całe szczęście on wiedział.
- No chodź tu - rzucił Anderson i rozłożył ręce, a ja podeszłam i przytuliłam się - dobrze Cię widzieć, tęskniłem.
- Ja też - odpowiedziałam chociaż nie do końca byłam pewna tego co mówię.
Wszyscy zareagowali z wielkim entuzjazmem na widok Matta, a w szczególności Natalia z Bartkiem. A ja czułam się strasznie nieswojo. Tak bardzo chciałam, żeby teraz był tutaj Alek. Ale muszę radzić sobie sama. Do tego wszystkiego musiałam dzielić nie pokój z Mattem, ale łóżko. Co za złośliwość losu!
Wieczorem rozpaliliśmy, upiekliśmy kiełbaski, a kiedy dzieci poszły spać polał się alkohol. A mówią, że sportowcy nie piją. Jasne. Nasi sportowcy przez cały rok tak odzwyczaili się od dużej ilości alkoholu, że po niedługim czasie każda z dziewczyn musiała zaholować swojego partnera do łóżka, a mi przypadł nie kto inny jak Anderson. Mimo to, że droga do'naszego'pokoju nie była długa to musieliśmy robić kilka przystanków, dzięki którym dowiedziałam się, że Matt od przyszłego sezonu będzie reprezentował Skrę. Kiedyś chciałam, żeby grał w Polsce, bylibyśmy bliżej siebie. A teraz? Sama nie wiem. Cieszyłam się, ale dla mnie to i tak wiele nie zmieniało. Po długiej drodze dotarliśmy do łóżka.
- Nie odpuszczę sobie Ciebie - wybełkotał Matt kiedy kładłam sie obok niego.
- Proszę Cie, za dużo wypiłeś - odpowiedziałam.
- Wiem co czuje - oznajmił po czym odwrócił się na drugi bok i zasnął.



Rozdział napisany, trwało to i trwało. Przepraszam, ale ostatnio cięzko jest mi się zebrać i coś napisać mimo to, że mam w głowie ułożoną całą historie. Będę sie starać dodać coś w miarę szybko, chociaż nie chce nic obiecywać, bo wyjdzie jak zawsze.
Mam prośbę, jeżeli to czytacie zostawcie w komentarzu kropkę czy cokowiek innego ;)

sobota, 15 listopada 2014

XXVII

 'Bądźcie zmianami, które chcecie zobaczyć.' - Mahatma Gandhi



Nie budząc Aleksa zaczęłam zbierać swoje rzeczy z podłogi i po cichu pakować je do walizki. Po chwili rozbrzmiał się dzwięk mojego telefonu, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie mamy. Szybko zgarnęłam z szafki aparat i wyszłam na balkon.
- Cześć kochanie - usłyszałam radosny głos rodzicielki - co się nie chwalisz, że dołączasz do kadry A?
- Mamo ja sama się dowiedziałam chwilę temu, ale zaraz, zaraz. Skąd wiesz? - zapytałam
- A właśnie przyszedł jakiś młody chłopak po twoje rzeczy.
No tak, kompletnie zapomniałam, że przecież Szymon mówił, że nasz nowy fizjoterapeuta przyjedzie po moje rzeczy i zabierze je ze sobą.
- Racja, mamo posłuchaj. W walizce obok łóżka leżą moje rzeczy ze Szczyrku przerzuć je do jakiejś mniejszej torby i daj je mu.
- Nie ma problemu. Ale moment, a gdzie masz buty? - zapytała.
- Powinny leżeć na samym spodzie - oznajmiłam, a dopiero po chwili przypomniałam sobie, że pojechały w aucie Natalii nad morze - w szafie na górnej półce w niebieskim pudełku z kokardą są buty, zapakuj mi je.
- Racja są - oznajmiła - ale przecież są takie same jak te twoje pierwsze, nie mogłaś ich znaleźć. Skąd je masz?
- A czy to ważne?
- Już wiem - zakomunikowała tryumfalnie - od Matta.
Kiedy już wszystko zostało zapakowane, pożegnałam się z mamą obiecując, że odezwę się od razu jak tylko dojadę. Poszłam do łazienki i wzięłam szybki prysznic. Kiedy wróciłam do pokoju, mój chłopak siedział na łóżku i przyglądał się zapakowanej walizce.
- Tylko mi nie mów, że mnie zostawiasz - powiedział. Kiedy spojrzał na mnie tymi swoimi smutnymi oczami serduszko chciało mi pęknąć.
- Rano zadzwonił do mnie drużynowy manager i potrzebują mnie w kadrze A - oznajmiłam.
- Kiedy i gdzie? - zapytał.
- Na Węgrzech.. najlepiej dzisiaj - zakomunikowałam niepewnie, po czym usłyszałam głośne westchnięcie Alka.
- Mam dzień wolnego. Zawiozę Cię tam.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale, za godzinę wyjeżdżamy.
I rzeczywiście zgodnie z planem, dom Atanasijeviczów opuściliśmy godzinę później. Mieliśmy do przejechania prawie 400km, czyli niecałe 5 godziny drogi. Chciałam spędzić z nim jak najwiecej czasu, przecież nie wiedziałam kiedy z nim się zobaczę w najbliższym czasie. Ale nic nie mogłam zrobić i chwilę po 14 byliśmy pod halą gdzie dziewczyny właśnie miały trening. Długo żegnałam się z moim chłopakiem. Nie chciałam go zostawiać. Widząc jak odjeżdża w moich oczach pojawiły się łzy. Ale przecież musiałam być dzielna, dlatego szybkim krokiem weszłam do budynku i z uśmiechem na ustach skierowałam się w stronę boiska. Dziewczyny zaczynały rozgrzewkę. Na całe szczęście nie zauważyły mnie, a ja po cichu usiadłam sobie na trybunach. Ale nie na długo, chwilę później zobaczył mnie Ferenc.
- Co to za siedzenie? - zapytał podchodząc do mnie - do szatni i na trening. Nie no żartuje. Dziękuję, że tak szybko przyjechałaś.
- Nie ma za co. - odpowiedziałam.
- Zostaliśmy bez rozgrywającej - oznajmił - jesteś naszą jedyną nadzieją.
- Poważnie zabrzmiało - zaśmiałam się - może jednak pójdę się przebrać. Przyjechał ten nasz nowy fizjoterapeuta?
- Tak, przed chwilą, poszukaj go powinien się gdzieś w okolicach szatni kręcić.
Szukałam i szukałam, aż w końcu usłyszałam jak ktoś rozmawia po polsku. Zapukałam do drzwi i weszłam do środka. Jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam naszych lekarzy i Michała.
- Ola, jesteś już - ucieszył się doktor Sobieszewski - to jest nasz nowy fizjoterapeuta Mich..
- Wiem, znamy się - zakomunikowałam po czym wskoczyłam na Miśka - dobrze Cię widzieć.
- No tak, przecież Michał pracuje w Bełchatowie.  - przypomniał sobie Sobiech.
Poczułam się lepiej kiedy zobaczyłam Michała, jakoś tak spokojniej. Sama nie wiem dlaczego. No ale miałam przecież dołączyć do dziewczyn na treningu. Szybko poszłam się przebrać. Wyciągnęłam z torby buty. Były nadal w pudełku. Kiedy je otworzyłam wyleciała kartka.
'Wszystkiego najlepszego!
PS będę walczył'

Czy słowa 'będę walczył' będą mnie już prześladować do końca życia? Tego nie wiedziałam, ale miałam większe zmartwienia. Szybko dołączyłam do dziewczyn które własnie kończyły rozgrzewkę. Musiałyśmy się zacząć zgrywać, przecież już jutro miałyśmy mieć pierwszy mecz. Grało nam się ciężko, byłam jedyną rozgrywającą. Trener oznajmił, że jutrzejsza wyjściowa 6 w której byłam ja  mają zostać jeszcze chwilę. Ta chwila przeciągnęła do ponad półtorej godziny, musiałyśmy wszystko dokładnie dograć. Powoli zaczęło nam się to wszystko sklejać w jedną całość, tylko nie wiem czy na tyle żeby zagrać dobrze jutro. No ale trzeba było być dobrej myśli. Już po ostatecznym skończeniu treningu trafiłyśmy do hotelu. Wieczorem miałyśmy jeszcze odprawę przedmeczową która tak na prawdę do mnie nie trafiła, byłam tak zmęczona, że jedyne o czym marzyłam, to gorący prysznic i wygodne łóżko.Z racji, że dojechałam dopiero dzisiaj byłam jedna w pokoju dwuosobowym, co w sumie mi odpowiadało.
Ledwie co zdążyłam wyjść z łazienki i usłyszałam pukanie do drzwi. Kogo mogło nieść? Tak bardzo nie chciało mi się z nikim rozmawiać. Kiedy otworzyłam drzwi, zobaczyłam Michała z walizką obok nogi.
- No witaj współlokatorko - rzucił po czym przecisnął się obok mnie i wszedł do środka.
- Chyba sobie kpisz - odpowiedziałam.
- Nie bardzo - oznajmił - wytrzymasz jakoś 4 dni. Nie chrapię. Przysięgam.
- Chociaż tyle - powiedziałam.
I co mi zostało, musiałam się dopasować.Byłam zmęczona, więc jakakolwiek rozmowa nie wchodziła w grę. Dlatego też rzuciłam Michałowi dobranoc po czym odwróciłam się plecami próbując zasnąć.  Moje próby były na nic. Przewracałam się z boku na bok, próbując znaleźć wygodną pozycje, ale obojętnie jak się ułożyłam w moim brzuchu był ten sam ścisk. W pewnym momencie poczułam jak moje łózko ugina się pod ciężarem.
- Denerwujesz się? - zapytał Michał na co ja tylko przytaknęłam, a on położył się obok i przytulił mnie- graj tak jak zawsze, a wszystko będzie dobrze - powiedział, po czym pocałował mnie w czoło i wrócił do swojego łóżka.
 Czy poczułam się lepiej? Nie wiem, jedyne co wiem, to, że udało mi się w końcu zasnąć. Niestety, sen nie należał do najlepszych i kiedy budzik zmusił mnie do tego żebym wstała tylko jęknęłam cicho z niezadowolenia.
Do meczu miałyśmy jeszcze 2 godziny, więc zaczęliśmy się powoli zbierać w stronę hali, a mój żołądek znowu dał znać o sobie. Ale to było nic w porównaniu do tego co działo się po wyjściu pierwszej szóstki na boisko. W pierwszym secie nic mi nie szło, kompletnie nic. A to wystawiłam za blisko,a to za daleko siatki. Czułam się bezradna. Między pierwszym, a drugim setem usiadłam na ławce i miałam ochotę się rozpłakać.
- Olka! Co to ma być - zapytał mnie Ferenc - błagam Cię graj tak jak w juniorach, wiem, że potrafisz.
- Postaram się - odpowiedziałam.
- Nie postaram się, nawet nie ma takiej opcji. Graj swoje - zakomunikował po czym uśmiechnął się i wrócił na swoje miejsce.
'Graj swoje' usłyszałam kiedy wchodziłyśmy na boisko. To chyba dodało mi skrzydeł. Weszłam i zaczęłam się bawić grą. I zaczęło nam wszystko wychodzić. No prawie wszystko. Kolejne sety były zupełnym przeciwieństwem pierwszego. Kiedy Węgierki zobaczyły, że pozbierałyśmy się ich gra całkowicie się posypała i  bez większego problemu udało nam się wygrać 3:1.
Oczywiście zaraz po zakończeniu spotkania zadzwonił do mnie mój chłopak. Miałam wrażenie, że cieszy się bardziej niż ja. No ale po chwili radości przypomniał mi, że za tydzień ma podpisać kontrakt z jednym z włoskich klubów, a tak na prawdę nie wiedział jeszcze z jakim, bo ten temat omijałam jak tylko mogłam. Obiecałam mu, że porozmawiamy o tym jak tylko wrócę do Polski i podejmiemy decyzję.
Reszta meczy już nie była taka łatwa, ale na całe szczęście nasza gra z dnia na dzień wyglądała wyglądała coraz lepiej. I z Budapesztu wyjeżdżałyśmy z kompletem zwycięstw. Przez chwilę, nawet pomyślałam, że może własnie buty które dostałam od Matta przynoszą szczęście, ale jakoś szybko odrzuciłam tę myśl twierdząc, że na prawdę dobrze gramy. W szatni od emocji, aż było gorąco, dlatego postanowiłyśmy je zgasić drinkiem - w końcu nam się należało. Kiedy już zmierzałam w stronę wyjścia zatrzymał mnie nasz manager.
- Ola przy wejściu na boisko stoi dwóch facetów i chcą coś od Ciebie i Marceliny.
- Ale o co chodzi? - zapytałam.
- Idź, a się dowiesz. Nie chcą Ci zrobić krzywdy - dodał z uśmiechem.
No do poszłam zupełnie nie wiedząc o co chodzi. Jak się okazało każdy z panów miał inną propozycje, ale tę samą sprawę. Jeden z nich był  trenerem Piacenezy, a drugi managerem Zenitu . Co ciekawe każdy z nich składał mi propozycję gry w ich klubie. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co mam powiedzieć, dlatego wymieniliśmy się numerami telefonów i mieliśmy być w kontakcie. Kompletnie nie rozumiałam tego co się stało właśnie przed chwilą. Dostałam propozycję od dwóch świetnych klubów, a ja powiedziałam, że się zastanowię. Brawo Ola! Pogratuluj sobie.

Jest i kolejny. Powstawał długo, nawet bardzo. I pewnie nie do końca tak jak chciałam, ale nie chce go po raz kolejny popoprawiać. Planowałam żeby był dłuższy, ale dopisanie kolejnych części zajęłoby mi kolene dwa miesiace, dlatego jest tyle ile jest. :) 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział XXVI

'Ciągle ma­my nadzieję - i we wszys­tkich spra­wach le­piej mieć nadzieję niż ją stracić.'- Johann Wolfgang von Goethe


Ze złości aż we mnie kipiało. Nie rozumiałam, w ani jednym stopniu postępowania Alka. Jak się kogoś kocha to podobnież szczęście połówki jest ważniejsze od własnego. No ale chyba nie w naszym wypadku. Powrót do domu i konfrontacja z Atanasijeviczem nie było najlepszym rozwiązaniem, dlatego też poszłam na spacer do którego pogoda zachęcała. Ale przecież kiedyś musiałam wrócić. W domu był porządek, i dookoła roznosił się zapach mojego ulubionego olejku z zielonej herbaty. Mojego chłopaka nigdzie nie widziałam. Dlatego też zgarnęłam wodę z kuchni i wyszłam na balkon.
- Dobrze, że wróciłaś - powiedział Alek, a ja nie zareagowałam - skoro nie wyjeżdżamy, to ja za tydzień lecę do Belgradu do rodziców.
- Ok, spoko - oznajmiłam  beznamiętnie.
Atmosfera przez cały następny tydzień nie poprawiła się ani trochę. Ja nie czułam się w żaden sposób winna, on raczej też nie. Nie spędziliśmy ze sobą zbyt dużo czasu. Chyba najdłużej byliśmy razem kiedy odwoziłam go na lotnisko.
- To cześć - rzuciłam chłodno.
- Za pięć tygodnie jest ślub Nevena, jakbyś nie pamiętała. Mogłabyś się pojawić - oznajmił.
- Będę - odpowiedziałam chłodno i pożegnałam się z nim.`
Kolejny tydzień dłużył mi się niemiłosiernie. Miałam sporo spraw do załatwienia, ale jak zawsze wszystko zostawiłam na ostatnią chwilę. Nie miałam do tego głowy. Sprawa z Alkiem dalej mnie męczyła, a on się nie odzywał. Czułam, że to wszystko robi się coraz bardziej bez sensu. Nasz związek, a właściwie pseudo związek chyba zmierzał ku końcowi. Bartek proponował mi wyjazd na kilka dni z nim, Natalią, Mattem i jeszcze kilkoma znajomymi, ale nie chciałam jeszcze dokładać oliwy do ognia. Przecież gdyby Alek dowiedział się, że pojechałam z Mattem, to byłby koniec. A tego nie chciałam najbardziej na świecie.
No ale w końcu przyszło zgrupowanie i musiałam się odciąć od wszystkich problemów. W niedzielę popołudniu miałyśmy się stawić w Warszawie gdzie miały być przeprowadzone wszystkie badania, a rano miałyśmy jechać do Szczyrku.
Już z daleka dostrzegłam grupkę dziewczyn przed hotelem, a tuż obok nich masę dziennikarzy. Wysiadając z samochodu poczułam ścisk w żołądku i wibracje w kieszeni.  'Ola powiedz trenerowi, że się spóźnię - Marcelina'. Spóźni się? No nic nowego.  Marcela była jedyną dziewczyna która miałam tam znać.  Graliśmy w jednym klubie jak zaczynałyśmy swoją przygodę z siatkówką.  Później ona wyjechała z Łodzi i widywałyśmy się jedynie na jakiś turniejach. Ale tydzień temu odezwała się, komunikując mi, że znowu gramy razem.  Przez to całe zamieszanie z Alkiem nawet nie spojrzałam na listę powołanych. Wyciągnęłam walizkę z auta, pożegnałam się z tatą, poszłam w stronę zbiorowiska i 'zameldowałam' się trenerowi.
- Czy ja dobrze widzę? - usłyszałam tuż za moją głową i odwróciłam się - Ola Winiarska?
- Zuza Madalska? - zapytałam z uśmiechem.
- Już Kuszyńska- oznajmiła i przytuliła mnie- jak ostatni raz Cię widziałam to nie dosięgałaś do górnej taśmy rękoma.
Zuza jest byłą dziewczyną Michała, w sumie ostatnią przed Dagmarą. Rozstali się, bo on wyjechał do Włoch a ona do Rosji i ich związek nie miał sensu. Ale nadal utrzymywali kontakt. Aktualnie Pani Kuszyńska była mamą Mai, żoną Artura i przy okazji jedną z najlepszych atakujących na świecie.
- Co tak będziesz stała, chodź poznasz całą drużynę - powiedziała i pociągnęła mnie za rękę.
Jak się okazało byłam najmłodsza w zespole, kilka dziewczyn śmiało się, że nie mamy najlepszych rozgrywających, a mnie da się jeszcze wychować.
Zanim wszyscy się zebrali to minęła jeszcze dobra godzina, oczywiście prawie na końcu dotarła Marcelina. Kiedy w końcu byliśmy już w komplecie weszłyśmy na badania, a potem każda z nas została wyposażona w niezbędnik kadrowicza czyli x par koszulek, bluzek i skarpetek. W sumie cała walizka. W hotelu miałyśmy 'wieczorek' zapoznawczy, albo bardziej noc zapoznawczą, po której cały mój stres ze mnie zszedł. Większość dziewczyn okazała się być na prawdę ok, a tą mniejszością Zuza kazała mi się nie przejmować. ' Ten typ tak ma' skwitowała krótko. No ale co? Po długiej nocy wsiedliśmy do autokaru i ruszyliśmy w długą podróż do Szczyrku.
I zaczęła się ciężka praca. Śniadanie, siłownia, chwila przerwy, hala, obiad, przerwa, bieg, siłownia, kolacja. Tak głównie wyglądał nasz tydzień.
Strasznie tęskniłam za Aleksem. Codziennie chciałam do niego zadzwonić, ale kiedy tylko wyświetlało mi się, że przekazywanie połączeń jest aktywne rozłączałam się. Sama nie wiem dlaczego. Co miałam mu powiedzieć? Nie wiem. Kiedy kończył się czwarty tydzień naszego zgrupowania trener oznajmił, że musi nas podzielić, na kadrę A która będzie walczyć w WGP i na kadrę B którą czeka Liga Europejska. Ja po wielu rozmowach z całym sztabem trafiłam do kadry B. Nie byłam wcale zła. Dla mnie i tak wielkim wyróżnieniem był fakt powołania i możliwości reprezentowania naszego kraju. No ale, koniec 4 tygodnia zgrupowania łączył się z tym, że w sobotę jest ślub Nevena i Leny, a ja tak na prawdę nie wiedziałam, czy powinnam tam jechać. Pojadę, nie ze względu na Alka, a ze względu na parę młodą. Na całe szczęście nie musiałam prosić o wolne Ferenza, bo cała kadra B dostała 5 dni wolnego przed rozpoczynającymi się turniejem.
Do szczyrku przyjechała po mnie Natalia i kiedy byłyśmy prawie w domu uświadomiła mi, że nie mam w co się ubrać na wesele. Tak więc czekały mnie zakupy. Coś czego nienawidziłam, a moja przyjaciółka wręcz przeciwnie - była w swoim żywiole. Nie miałam pojęcia jak powinnam wyglądać, w końcu byłam partnerką świadka. Na całe szczęście przynajmniej Natalia dokładnie wiedziała czego szukamy, do jakiego sklepu wejść i już po godzinie miałyśmy sukienkę. Była idealna, delikatna a do tego buty i torebka - dopełniały wszystko. Poszło szybciej niż myślałam, dlatego miałam jeszcze prawie cały dzień który mogłam spędzić z rodzicami i Olim, który prawie codziennie do mnie dzwonił. Kiedy weszłam do domu poczułam charakterystyczny zapach pieczeni mamy i od razu uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Moja rodzicielka jak mogłam się domyślić stała przy kuchni, a tata jej dzielnie pomagał. Gdy mnie zobaczyli, odłożyli wszystko co mieli w rekach i rzucili się na mnie. Potem zaczął się wywiad, ale na całe szczęście do kuchni wpadł mój chrześniak,  a tuż za nim Dagmara.
- Ola! - krzyknął i wskoczył na mnie.
- No siema - odpowiedziałam śmiejąc się - nie mów mi, że się stęskniłeś. Przecież chłopaki nie tęsknią.
- Nie nie tęskniłem - oznajmił poważnie po czym po chwili szepnął - no może troszkę.
- A ja tęskniłam bardzo - zakomunikowałam, po czym przytuliłam Dagę.
Taki dzień w gronie najbliższych był mi bardzo potrzebny. Pojadłam, pogadałam, poleżałam, powygłupiałam się. Coś cudownego. No ale, to się szybko skończyło i rano czekało mnie przepakowanie walizek a potem droga na lotnisko i kierunek Belgrad. Przez cały lot zastanawiałam się czy zadzwonić po Alka żeby po mnie przyjechał. Ale postanowiłam dostać się do domu jego rodziców sama. Nie wiem jakim cudem udało mi się porozumieć z taksówkarzem i po niespełna 30 minutach stałam  przed posiadłością państwa Atanasijeviczow. Podchodząc do drzwi moje serce zachowywało się tak jakbym była tutaj pierwszy raz. Starałam się opanować, a kiedy stwierdziłam, że już jest dobrze nacisnęłam dzwonek.
- Ola! - zawołał uradowany Nico - Alek nie wspominał, że przyjedziesz już dzisiaj.
- Pewnie zapomniał - odpowiedziałam próbując jakoś z tego wybrnąć.
- Ana, mamy gościa - krzyknął pan Atanasijevicz kiedy weszłam do domu.
- Jak miło Cię widzieć - powiedziała mama Alka kiedy mnie przytulała - Aleks zaraz powinien wrócić, bo poszedł pobiegać. Ale Ola, jak jesteś to Cię wykorzystam. W piekarniku mam ciasto. My musimy jechać jeszcze na chwilę na salę i zawieźć parę rzeczy. Mogła byś przypilnować, żeby się jabłecznik nie spalił?
- Nie ma sprawy - zakomunikowałam z uśmiechem.
- Dziękuję - odpowiedziała zakładając buty - Ty na pewno jesteś głodna. W garnku stoi zupa, odgrzej sobie. Przepraszam, że tak wszystko szybko, ale wiesz jak jest.
- Rozumiem, lećcie już - pogoniłam ich.
Kiedy już wyłączyłam ciasto, rozłożyłam się wygodnie na sofie. Z racji, że wczesne wstawanie nie jest moją najmocniejszą stroną już po kilku minutach moje oczy zaczęły się powoli zamykać. I kiedy byłam już w półśnie usłyszałam jak otwierają się drzwi. Natychmiast się wstałam zobaczyć kto to.
- Ola? - zapytał nie kto inny jak mój chłopak - co Ty tu robisz?
- Cześć - odpowiedziałam - Ciebie też strasznie miło widzieć. Tęskniłeś? Ja też, bardzo.
- Przepraszam - powiedział chcąc mnie przytulić, ale się odsunęłam - po prostu jestem w szoku. Nie spodziewałem się, że przyjedziesz.
- Obiecałam, że przyjadę to jestem. - zakomunikowałam po czym nastała cisza.
- Jestem idiotą - powiedział siadając obok mnie Alek, a ja tylko na niego spojrzałam - nie chciałem, żeby to tak wyszło. Zaskoczyłaś mnie tym powołaniem do reprezentacji, a ja niepotrzebnie się uniosłem. Przecież wiesz jak zależy mi na twoim szczęściu.
- Na czym ci zależy? - zapytałam - na szczęściu? na pewno nie moim.
- Nie mów tak - opowiedział - Bałem się twojego powołania. Bałem się, że nie będziemy mieli dla siebie czasu, że będziemy się mijać. Kocham Cię strasznie, i nie wiem co ze mną nie tak. Nie wiem jak mam się wytłumaczyć. Chyba nie umiem.
- Alek, wiesz jak mnie bolało jak nawet pół słowem się do mnie nie odezwałeś przez ten miesiąc. Czułam jakby Ci nie zależało, jakbyś o mnie zapomniał, jakbym zniknęła dla Ciebie na 4 tygodnie. Nawet nie wiesz ile razy chciałam do Ciebie zadzwonić. Ale powstrzymywałam się. Liczyłam, że jednak Ci chociaż trochę zależy i zadzwonisz, albo chociaż napiszesz głupią wiadomość. Ale się nie doczekałam. I jestem tutaj dlatego, bo chce walczyć o to co budowaliśmy przez ponad rok. Nie chce tego stracić rozumiesz? Nie chce Cię stracić.
- Olcia - szepnął obejmując mnie ramieniem - przepraszam.
Czy mu wybaczyłam? Nie wiem. Jedyne co wiedziałam to, że potrzebuje jego bliskości. Byłam stęskniona za jego głosem, jego dotykiem byłam stęskniona za nim.
Leżałam z głową na jego torsie i wsłuchiwałam się w bicie jego serca, a on ręką gładził moje plecy. Po ponad 2 godzinnej rozmowie ta cisza mi nie przeszkadzała. W sumie to lubiłam takie momenty gdzie mogliśmy się na chwilę zatrzymać i być tylko dla siebie. Ale przecież ostatnie dni w domu państwa Atanasijeviczów przypominały jeden wielki dzień świra więc nie mogliśmy od tak sobie leżeć. Było jeszcze wiele rzeczy do zrobienia przed jutrzejszą ceremonią. Chwilę przed 18 do domu wrócili Nico i Ana ale nie na długo. Rozdzielili nam zadania które musimy jeszcze dzisiaj zrobić, bo oni tego sami nie ogarną. Tak więc zamiast romantycznego wieczoru w łóżku mieliśmy romantyczny wieczór spędzony pomiędzy salą weselną, a mieszkaniem przyszłych państwa młodych. Wchodząc na salę dopiero dotarło do mnie jak wielkie to będzie przyjęcie i trochę się przestraszyłam. Bo przecież jak ja się z nimi dogadam. Na 100% procent część tych ciekawskich ciotek będzie chciało ze mną porozmawiać, a ja poza 'dzień dobry', 'dziękuje', paru kolorów i jeszcze kilku podstawowych zwrotów nie potrafiłam mówić po serbsku. Więc jak się z nimi dogadam? W sumie, czym ja się przejmuje, to nie jest mój dzień jutro najważniejsi będą Neven z Leną, więc może ciotki nie zaatakują.
Kiedy okazało się, że na sali wszystko jest w porządku pojechaliśmy do przyszłych małżonków. Tam dostaliśmy kolejne dwie listy, jedną dla mnie drugą dla Alka. I Neven i Lena wypisali sobie co muszą jutro zrobić, a my mieliśmy pomóc im zrealizować wszystko. Dom wariatów - dosłownie. Jeszcze do tego wszystkiego okazało się, że bratu Leny który ma być świadkiem odwołali dzisiaj lot z Hiszpanii. Więc jeżeli wszystko pójdzie dobrze, to jutro dotrze godzinę przed ślubem. Ja miałam problem żeby to ogarnąć a co dopiero młodzi.
Wracając do domu wstąpiliśmy jeszcze na kolację więc w domu byliśmy dopiero po 1. Kiedy wyszłam z łazienki Alek zdążył już zasnąć. Nie chciałam go budzić, dlatego delikatnie ściągnęłam z niego bluzę, spodnie przykryłam go kocem po czym położyłam się obok niego i nawet nie wiem kiedy odpłynęłam.
Obudziło mnie słońce przebijające się przez okno. Kiedy wstałam zobaczyłam Alka w samych spodenkach stojącego na balkonie z kubkiem w ręku.
- Dzisiaj wielki dzień - oznajmiłam stając obok niego.
- Myślisz, że my też będziemy mieli kiedyś taki dzień? - zapytał
- Jak będziesz nadal zachowywał się jak idiota to nie - zakomunikowałam śmiejąc się.
- Nie będę, obiecuje - powiedział obejmując mnie w pasie.
Dalsza część dnia zleciała szybciej niż mi się wydawało. Do całej listy którą dostałam od Leny doszło, że to własnie ja miałam odebrać Milana z lotniska i zadbać o to żeby dotarł do kościoła na czas. Na całe szczęście zdążyłam już zaliczyć kosmetyczkę i fryzjera więc jedyną rzeczą którą będę musiała zrobić to przebrać się w sukienkę. Tak więc 1.5 godziny przed ślubem rozdzieliliśmy się z Alkiem. Ja pojechałam na lotnisko, a on do Nevena. Nie miałam pojęcia jak wygląda brat Leny dlatego w aucie mojego chłopaka znalazłam jakąś kartkę i wielkimi literami napisałam Milan licząc na to, że będzie wiedział, że to o niego chodzi. Czas tykał, a jego nie było, mieliśmy nie całe 50 minut na przebranie się i dojazd do kościoła. Ale w końcu pojawił się. Chciał zagadać, ale byłam tak zestresowana tym, że nie zdążymy, że tak na prawdę nie odezwałam się ani słowem przez całą drogę. Kiedy weszliśmy do kościoła odetchnęłam z ulgą i zajęłam miejsce obok rodziców Alka. Po chwili do kościoła weszła Lena pod rękę ze swoim ojcem. Wyglądała cudownie, aż uśmiech sam mi się pojawił na twarzy. Chwile później rozpoczęła się główna ceremonia. Czułam się dość dziwnie nic nie rozumiejąc, wstawałam, klękałam i siadałam wtedy kiedy wszyscy. Na całe szczęście ślub skończył się stosunkowo szybko i czekała nas już tylko zabawa.
Nie miałam ani chwili przerwy w tańcu, byłam przekazywana począwszy od taty Alka przez wszystkich wujków do dziadka. Z moim chłopakiem zatańczyłam dopiero po 1 kiedy był już pewny, że u wszystkich gości jest dobrze. I resztę wieczoru spędziłam właśnie z nim. Z sali wyszliśmy jako ostatni z parą młodą po czym odwieźliśmy ich do mieszkania i w końcu sami trafiliśmy do domu. Ale przecież nie mogliśmy tak po prostu pójść spać. Kiedy byłam pod prysznicem dołączył do mnie Alek. Jak zawsze pod pretekstem, że zużywa się bardzo dużo wody, a przecież trzeba oszczędzać. Pożądanie między nami od początku wesela tylko rosło więc w końcu gdzieś musiało ulecieć. Ciepłe strumienie wody pieściły moje ciało a zimne ręce Alka krążące po całym moim ciele przyprawiały mnie o dreszcze. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się na łóżku. Ciepłe strumienie wody zastąpił język Aleksa który chciał dotrzeć w każdy zakątek mojego ciała. Ja z rozkoszy wyginałam moje ciało i cicho pomrukiwałam do ucha blondyna. Kiedy w końcu wszedł we mnie prawie natychmiast poczułam fale ciepła i ogromną rozkosz. Jeszcze długo kołysaliśmy się jako jedność, a Alek był tak czuły i delikatny jak przy naszym pierwszym razie. I jedynym co usłyszałam gdy opadłam obok niego to 'Kocham Cię' wyszeptane wprost do ucha.
Dźwięk telefonu zmuszał mnie do wstania, niechętnie podniosłam głowę po czym poczułam okropny ból.
- Ola, przepraszam, że tak wcześnie - zaczął nasz drużynowy menager kiedy odebrałam - ale mamy sytuacje kryzysową.
- Co jest? - zapytałam próbując się skupić.
- Karina wczoraj skręciła nadgarstek pod prysznicem, a Magda od rana przechodzi jakieś ciężkie zatrucie pokarmowe. Tak więc zostaliśmy bez rozgrywającej.
- I co w związku z tym? - zapytałam.
- Musisz do nas jak najszybciej dojechać. Podeśle Ci esemesem dokładny adres, jakbyś miała jakiś problem z dojazdem to daj mi znać, ale z Belgradu masz dość blisko. Tak więc do zobaczenia - powiedział i rozłączył się.
Tak więc kardra A. Kurs Budapeszt!


Trochę mnie nie było. Przepraszam, ale trudno było mi cokolwiek skleić, bo w sumie całe wakacje byłam w trasie. W rozdziale jest przedstawiony spory okres czasu, ale teraz tak to będzie raczej wyglądać, na pewno następny rozdział. A kiedy on będzie? Nie wiem, będę się starała jak najszybciej ale nie chce nic obiecywać. Jak na razie macie XXVI. Enjoy!
PS nadal szukam osoby do nowego bloga ;)